Czerpiemy ze źródła! Wakacyjne wyjazdy do Taize!

Opublikowano: 2014-09-04 15:18:48

Propnujemy zawsze dwie wersje wyjazdu, tzw. chude i grube Taize. Chude oznacza tygodniowy pobyt w burgundzkiej wiosce, natomiast grube to dodatkowe atrakcje po tygodniu spędzonym na modlitwie z braćmi - spływy kajakowe, zwiedzanie Paryża, czy też plaże Ligurii.
Zapraszamy do zapoznania się ze świadectwami z poprzednich wyjazdów!

Taizé to wieś. Niezwykła wieś w południowo-centralnej Francji, otoczona polami słoneczników i lawendy. Dlaczego więc, nie jest to tylko miejsce idealne dla ludzi dorosłych szukających spokoju i relaksu, ludzi pracujących, przyjeżdżających na wczasy ze swoimi pociechami? Dlaczego to tysiące młodych ludzi wybiera się na wakacje (i nie tylko) właśnie tam? Ponieważ, „do Taizé przybywa się jak do źródła. Wędrowiec zatrzymuje się, zaspokaja pragnienie i rusza w dalszą drogę” mówił Jan Paweł II.

Pielgrzymka Poznańskiego Archidiecezjalnego Duszpasterstwa Młodzieży JORDAN podążając za słowami papieża wyruszyła w połowie sierpnia odwiedzić braci ze wspólnoty Taizé. Gdy osiągnęliśmy cel naszej podróży słychać było różne opinie. Jedni wysiadając mówili: „Jak dobrze być w domu”, inni patrząc na harmonogram dnia panującego w wiosce trochę markotnieli „a mówili, że będzie dużo wolnego czasu…”. Tydzień pobytu w Taizé dla każdego okazał się czymś niezwykłym i wyjątkowym. Mieliśmy okazję uczestniczyć w codziennych modlitwach (porannej, popołudniowej i wieczornej) oraz spotkaniach biblijnych, na których bracia za każdym razem uświadamiali nas jak ważne jest znalezienie drogi, którą prowadzi nas Chrystus i podążanie jej ścieżkami. Chętnie odpowiadali na nurtujące nas pytania, które w naszych sercach przywieźliśmy. W małych kręgach biblijnych mieliśmy okazję podzielić się swoimi przemyśleniami z młodymi ludźmi z całego świata! Bardzo ciekawym doświadczeniem była również dyskusja z wyznawcami różnych religii chrześcijańskich. Spotkania te owocowały również w nowe znajomości i przyjaźnie. Jednego poranka mieliśmy okazję zjeść śniadanie z polskimi braćmi: bratem Markiem i bratem Wojtkiem. Było nam bardzo miło być przez nich goszczonym w jednym z ogrodów wspólnoty. Pytali się nas jak się czujemy w Taizé, co nam się podoba ale również byli gotowi odpowiedzieć na różne nasze pytania od tego ilu braci jest aktualnie we wspólnocie, jak wygląda praca za granicą lub we fraterniach (na całym Świecie, w dzielnicach biedy) aż po takie jak, czy na śniadanie też dostają bułkę, czekoladkę i masło.

Codziennie wieczorem nasze Duszpasterstwo spotykało się na wieczornym odmawianiu różańca za tych których kochamy i za tych których za mało kochamy, za nasze rodziny i przyjaciół i tych którzy prosili nas o pamięć w modlitwie. Kilkoro z nas zaangażowało się również w różne prace porządkowe na terenie wioski od wymieniania worków na śmieci i ich segregacji po utrzymywanie porządku w kościele, układając śpiewniki lub sprzątając po wieczornej modlitwie. Każdy taką formę dodatkowej aktywności w Taizé wspomina z ogromnym uśmiechem na twarzy. Gdy przyszedł czas powrotu niektórzy z lękiem patrzyli w przyszłość, inni nie mogli wydostać się z ramion nowo poznanych przyjaciół, inni byli niecierpliwi, aby swoje postanowienia już wprowadzić w życie.

Dzisiaj, w Poznaniu każdy z nas tęskni i w głębi serca chce wrócić chociaż jeszcze na tydzień do tej wyspy (s)pokoju. Jednak póki co zabraliśmy Taizé ze sobą do Poznania i chcemy się nim głośno z innymi dzielić!

Marta Tomczak

Poniżej świadectwo jednej z uczetniczek tegorocznej pielgrzymki do Taize:

 

"W Taize byłam już trzy razy i nie wyobrażałam sobie, żeby w którymkolwiek roku nie pojechać do tego wspaniałego miejsca. Tym razem było jednak inaczej. Od dłuższego czasu do kościoła chodziłam tylko dlatego, że prowadziłam zespół młodzieżowy, byłam jedyną gitarzystką i niebyło nikogo na moje miejsce, więc Msza św. ograniczała się do obowiązku, który trzeba było odbębnić i nic więcej. Z czasem zaczęło mi to ciążyć. Jakieś pół roku temu zrezygnowałam ze śpiewania i tym samym z chodzenia do kościoła. Do Taize nie chciałam jechać, ponieważ był to dla mnie kolejny "zjazd osób wierzących", a ja za taką się nie uważałam. Jednak była to jedyna możliwość by wyjechać gdzieś na wakacje i chyba to przeważyło na mojej decyzji. Pierwsze dni były dla mnie dość ciężkie, odzwyczaiłam się przecież od codziennej modlitwy, a w Taize wszystko kręci się wokół niej. Jednak to, że ludzie przyjechali tam właśnie po to, żeby wspólnie się modlić nie dawało mi spokoju. Po co, co im to daje, jak to robią, te i inne pytania kołatały mi wciąż w głowie. Moja modlitwa już od dawna wydawała mi się bezsensowna, a właściwie, to już jej od dłuższego czasu wcale nie było. Postanowiłam jednak podjąć wyzwanie i zaryzykować i już po kilku dniach zdałam sobie sprawę z tego, że to jest to czego mi w życiu brakowało: modlitwy i Eucharystii. Piękne jest to, że w tej niewielkiej wiosce mieści się tylu ludzi i że trzy razy w ciągu dnia wioska kompletnie pustoszeje, ponieważ wszyscy, nieważne czym się akurat zajmowali, podążają do kościoła, by wspólnie się modlić. Mimo, że mówimy innymi językami, mamy inne przyzwyczajenia i jesteśmy różnych wyznań, to podczas modlitwy jesteśmy jednością, wszyscy wspólnie wołamy do Boga. Niesamowita jest także cisza, która zmienia się w przeciągu całego tygodnia, staje się coraz bardziej cicha ;) ciężko to wytłumaczyć, ale tak jest :)
Taize jest niesamowitym miejscem, daje możliwość całkowitego odcięcia się od swojego życia, przemyślenia i poukładania swoich spraw. A ja znów nie wyobrażam sobie, żebym w przyszłym roku miała nie pojechać do Taize, do miejsca, w którym naprawdę można znaleźć Boga!!!
"